strona główna

czwartek, 7 stycznia 2016

Brazylia

Brazylię zaczęliśmy od 18 godzinnego przejazdu busem do Sao Paulo, pełnym lokalsów, przewożących tanie produkty z Paragwaju na sprzedaż. Wiemy o tym, bo policja trzepała nasz pojazd z godzinę. ;p Jak już ruszyliśmy dalej, po kontroli, to zatrzymał się przy naszych siedzeniach najmłodszy z grupki Brazylijczyków i zupełnie naturalnie zapytał czy jesteśmy Gringo (czyli takie typowe białasy spoza Ameryki Południowej w oczach tubylców), bo tak się zastanawiali z kumplami (dziwne przecież widać po nas! chyba że opalenizna daje dylemat uuu). Na początku byliśmy przekonani, że gringo to określenie na maksa negatywne, ale tu, gdzie byliśmy w Brazylii, wcale takie nie jest. W niektórych rejonach Ameryki Południowej jest może bardziej obraźliwe. Ten chłopak z pozytywnym nastawieniem śmiał się, że biali wyglądają jak chodzące pomidory kiedy są spaleni od słońca. Był miły, poopowiadał nam o swoim kraju i rysował na snapchacie jak wyglądają tradycyjne wypieki.
Nasza trasa obejmowała szybką przesiadkę w Sao Paulo na autobus do Paraty, chociaż w tych wielkich krajach, na dużych terminalach, nie da się niczego na szybko ogarnąć, więc czekaliśmy z 12 godzin na kolejny transport. Wykupili nam miejsca na poprzedni. Generalnie w Ameryce Południowej trzeba być nastawionym na czekanie i spędzanie dni w autobusach, ale to też ma uroki. Właśnie tworząc notatkę o Brazylii, siedzimy w autobusie do Sucre w Boliwii i jesteśmy świeżo po pysznej kolacji za 6 pln przy drodze w jakimś gospodarstwie domowym. Jesteśmy jedynymi białymi ale dobrze nam tu, wśród najciekawszych ludzi -  Boliwijczyków. Ale o tym później!
W centrum Sao Paulo byliśmy zatem tylko kilka godzin. Ogromne miasto, wszędzie bezdomni, śpiący na chodnikach. Zobaczyliśmy conieco. Między innymi Pana sprzedającego martwe karaluchy - do teraz nie rozumiemy, je się je?!?! 
Najbardziej brazylijska scenka tam obczajona, to chłopcy w wieku 9-12 lat, grający w nogę na placu przed wielką katedrą. Biegali na boso, nie przejmując się przechodniami, więc co chwilę komuś przeszkadzali, ale to też nikogo nie bulwersowało. Policja stała obok na luzie. Jeden z nich podbiegł do nas, zabrał końcówkę naszej coli, napił się z kolegami, po czym odpalił papieroska.

Paraty to prawdziwy raj. Razem z Ilha Grande, na którą popłynęliśmy później, tworzą cudowne miejsca wakacyjne dla Brazylijczyków. Będąc w tych rejonach, warto tu zajrzeć. Piękne plaże, bujna roślinność, egzotyczne zwierzęta. 
Z bliska zobaczyliśmy małpki i papugę, która spędziła z pół dnia na tej samej plaży co my.
Paraty jest bardziej rozwinięte. Lepsze dojazdy do plaż. My byliśmy na południu w Trinidad i na północy na plaży Sao Gonzales, warto też zobaczyć stare miasto w samym Paraty, jest nietypowe. Będąc tam jednego dnia skoczyliśmy na naturalną ślizgawkę i było najs. Tamtejsi lokalsi wymiatali, zjeżdżali na stopach i zgrabnie wskakiwali do wody. Trzech śmiałków z Polski, czyli nasza ekipa też dała radę, ale na tyłeczku. Zdjęcia autorstwa mamy Agi!






















Wyspa Grande nie ma informacji turystycznej, często miewa problemy z netem no i na plaże dostaniesz się tylko poprzez Taxi boat. Lub gdzieniegdzie -  trekking. Ewentualnych info udziela Pan policjant ze swoją mapą na ścianie w gabinecie.:) Ale to miejsce jest tak ładne, spokojne, że jedyne co masz ochotę w nim robić to czilować, odpoczywać, niczym się nie martwić. Lubiliśmy pić sobie tam winko na plaży patrząc na Atlantyk. Z plaż polecamy najbardziej Lopes Mendes, szeroki piach, palemki, woda długo płytka, dobre fale dla surferów. Chłopaki spróbowali tam swoich sił na body boarding a babeczki się poopalały w cieniu ;d -> tutaj słońce jest tak mocne.. Kolejna miejscówka to plaża Aventureiro z wygiętą pięknie palmą. 
















Kolejny przystanek - Rio. Jest naprawdę pięknie położone i ogólnie kozackie. Poza portugalskim, męczącym, bo nie umiemy.:( Dla aktywnych lub chcących pokazać swoje wyrzeźbione sylwetki dobrym wyborem są plaże Copacabana i Ipanema. Jest tam sporo maszyn do street workout'u, boiska do piłki nożnej i siatkówki. Pojeździliśmy tam trochę na penny, bo miasto wspaniałomyślnie co jakiś czas, a na pewno co nd, otwiera szerokie drogi dla rowerzystów i tych na deskach, rolkach, a zamyka dla samochodów. 
Na zachody słońca polecamy plażę Arpoador i cypelek obok. Jeśli chodzi o posąg Jezuska (wyrzeźbił go Francuz polskiego pochodzenia! Landowski.) to świetnie się prezentuje, widać go z wielu miejsc w mieście, jednak na górze jest przepełniony turystami, co nagle odbiera uroku..
Rio to miasto kontrastów - bogate wille z basenami a obok na wzgórzach kolorowe, biedne fawele. Wszystko ładnie zobaczyliśmy podczas naszego lotu lotnią (hand gliding). Pięknie było lecieć nad jednym z najlepszych miast świata! Uczucie przyjemne, najgorszy był początek, czyli ,,1 2 3 let's RUN" i rzucenie się w przepaść, ale później już relaksacyjne bujanie w obłokach. :) Niestety zdjęć narazie nie wrzucimy, bo płytka nagrywana na kompie przy plaży narazie nie działa, ale Sajmon w Polsce walczy żeby odtworzyć i przesłać dobre ujęcia.;)
Fawele w Rio de Janeiro bywają niby groźne. Ale nigdy nie czuliśmy się na nich niebezpiecznie. Jedyne co, to dzieci raz krzyczały w naszą stronę money money, ale ogólnie mieszkańcy nie dziwili się naszym widokiem. Te dzielnice położone są na wzgórzach, a ich podnóży często pilnują policjanci z shotgun'ami w rękach, uoooo! Cieszymy się, że zobaczyliśmy niższą sferę życia, było ciekawie pomieszkać tam chwile. Na swój sposób było też pięknie, ludzie wyglądali na szczęśliwych, dzieci biegały, śmiały się, bawiły. Do tego wszyscy mieli piękny widok na wybrzeże ze swoich okien. Fawele są dość ciasno położone, same wąskie uliczki. Ludzie mogą dostać się do domu kolejką linową ??? lub wspinając. Działa też, ale tylko do pewnego momentu, moto taxi i oldschoolowa taksówka w postaci Volkswagen T1. 
Niestety częstymi intruzami w naszym mieszkanku były karaluchy, ale na szczęście Witek vs karaluchy -> 3:0. 
W Brazylii jest pełno owoców, których nie znamy. Czasem nawet nie wiedzieliśmy jak coś zjeść, bo na przykład taka goiaba jest pełna malutkich pestek w środku. Piliśmy różne soki wyciskane ze świeżych owoców - są na każdym kroku, kosztują do 6-8 pln i są pyszne. Najbardziej smakuje nam marakuja! Ze smakołyków brazylijskich szczególnie polecamy Acai - owoce przypominające borówkę, sprzedawane jako zamrożona papka, bardzo orzeźwiająca i smaczna, często podawana z płatkami i jogurtem.










































2 komentarze:

  1. wiem ze zalatuje prymitywizmem ale lliczylem na zdjecia jakis wielkich brazylijskich tylkow w relacji z brazyli lol ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nas też rozczarowały, nie było czego fotografować. Dla nas to wielka ściema z tymi pośladkami 😉

      Usuń