strona główna

czwartek, 8 października 2015

Dzieci szczęścia w Chile

Najlepsze lądowanie w życiu w miasteczku Ushuaia! Wysokie góry, ośnieżone szczyty, niby wiosna. Turystów nie za dużo, wszystkie atrakcje dopiero startują, oczekiwania były bardzo duże co do tej miejscówki. Ale zanim zawitaliśmy na końcu świata mieliśmy ciekawą okazję poznać pracownika linii Aerolineas Argentinas, który kiedyś pracował 2 lata w Krakowie i mówił troszkę po polsku. Nasze plecaki ważyły 17 kg i 28,5 kg. Norma to 15 kg na osobę. Myśleliśmy, że będziemy musieli zapłacić za dodatkowe 15 kilo miliony monet. Jednak ten pozytywny człowiek tak się rozmarzył o Polsce i naszych piwach i wódkach, że kiedy czekaliśmy na werdykt odnośnie dopłaty, on wymieniał nazwy polskich marek alkoholowych. Zamiast 15 kilo wyszło 5, i zapłaciliśmy bardzo mało :D Byliśmy pierwszymi Polakami, których spotkał w Argentynie!
Miało być tak pięknie, mieliśmy popłynąć na wyspę Pingwinów, ale okazało się, że czilują teraz w Brazylii, gdzie jest cieplej, więc plan nam się posypał. Następnego dnia złapaliśmy dwa stopy do jeziora Esmeralda. Pierwsza pani podrzuciła nas do punktu obowiązkowej kontroli na końcu miasta, gdzie spisywali nasze dane i nie radzili sobie z nimi, więc dyktowali nasze nazwiska w ten sposób ,,W como Washington.., Z como zapatos -> buty''.  Do jeziorka obecnie nie można się dostać, bo jest jeszcze za dużo śniegu, więc znowu nie zobaczyliśmy jednego z fantastycznych miejsc. Złapaliśmy trzeciego stopa, już na północ, hej daleko stąd. I zaczęło się... :d 












Zabrało nas trzech pozytywnych braci Chilijczyków. Samochód mieli malutki, ale to im nie przeszkodziło, żeby nasz jeden wielki plecak wrzucić do bagażnika, a drugi trzymać na kolanach z tyłu. I jechaliśmy tak z 7 godzin w mega atmosferze, zatrzymując się żeby złapać owcę, zrobić zdjęcia lamom i flamingom, zjeść w znanej patagońskiej piekarni ,,La Union''. Tak dużo rozmawialiśmy, że aż hiszpański nam się nawinął i bariera językowa pękła. Okazało się, że jeden z braci prowadzi hostel w miasteczku Porvenir, do którego nas zaprosili, a jak już nocka w planie, to zaproponowali też szamkę ze znajomymi i fiestę. I było pięknie! Pojedliśmy tradycyjne dania, poznaliśmy cudownych ludzi i ich pyszne drinki z lodami. Większość z nich pierwszy raz miała opcję poznać Polaków, więc robili sobie z nami zdjęcia i wrzucali je na internety. To było miłe! Rano zjedliśmy razem śniadanie, ich gościnność zrobiła na nas spore wrażenie. Dlatego przemieszczamy się co jakiś czas stopem - żeby spotkać takich ludzi i spędzić takie chwile.

Następnego dnia prom do Punta Arenas, busik do Porto Natales -> nasz transport wyglądał tak, że każdy dbał o to, żebyśmy dostali się na miejsce, więc ,,podawali'' nas sobie razem z bagażami i bardzo się nami wszyscy zajmowali. 

Porto Natales - cudowne miasto, które zauroczyło nas od pierwszej minutki. Nieziemski widok na góry, dobry klimat, kolorowe, ale wyblakłe domki, wszędzie jeżdżące pick-upy i dużo uśmiechniętych ludzi oraz psów. Stąd ruszamy do Parku Narodowego Torres del Paine. I to wywołuje na nas ogromne wrażenie! Ciężko opisać te widoczki i klimat. W parku jest wszystko: laguny, jeziora, lasy, góry, lodowce... I to w niezłej kompozycji. Trzeba się tam wybrać, jeżeli jest się w okolicy. Nam dopisało spoko szczęście, akurat w dniu, w którym wchodziliśmy do parku wszystko było darmowe z okazji dnia ważnego dla środowiska. Zrobiliśmy trasę ,,W'', czyli ok. 50 km trekkingu. Bywało ciężko, nogi bolały, jedzenie słabe, palnik czasem grzał, czasem nie, ale daliśmy radę. 3 nocki w namiocie i naaaaaaajlepsze krajobrazy. Cały pobyt przy słonecznej pogodzie, która za często się tutaj nie pojawia.

Teraz odpoczywamy, pijąc chilijskie wino od naszych kochanych ziomeczków z Porvenir. Mamy cały hostel dla siebie, bo przed sezonem nikogo tu nie ma, a właścicielka dała nam luzy.




































3 komentarze:

  1. Matraśka :D super są te zdjęcia :) tchną wolnością.... Czekam na więcej! P.M

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialnie ! Od razu dobra energia w człowieka wstępuje :) Pewnie Witek wie, ale w razie czego podrzucam wam: Alexis Sanchez i Arturo Vidal - czyli dwaj reprezentanci Chile w piłce nożnej ! Sanchez genialnie gra w Arsenalu, a Vidal w Bayernie razem z Lewandowskim! pozdrowienia z Krakowa, też dla pana z Argentyńskich linii lotniczych

    OdpowiedzUsuń
  3. motywacja do wyruszenia w podróż, super zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń